niedziela, 15 września 2013

Rozdział 8

Jakie to wszystko jest niesprawiedliwe! Wystarczyła jedna porażka, by znowu zaczęli posądzać mnie o brak formy i złe przygotowanie. We wszystkich gazetach pisali, że zajęłam się życiem prywatnym (bo przecież jestem w "związku" z Djoko) i mniejszą uwagę skupiam na tenis. W rzeczywistości jest zupełnie inaczej! To sport jest dla mnie najważniejszy! Oczywiście przyjaźń z Novakiem, też jest ważna, ale on rozumie, że gdy nie możemy się spotkać to jestem zmęczona po treningu i nie robi mi żadnych wyrzutów. Większość mówi, że byłaby z nas para wspaniała, bo przecież "Przyjaźń jest rodzajem miłości, a miłość powinna opierać się na przyjaźni". Mi jest dobrze, tak jak jest i nie mam zamiaru tego zmieniać! Druga sprawa- duża liczba osób wie o mojej ścieżce wojennej z Nadalem i Viką. Przez to uważają mnie za jakiegoś potwora bez uczuć, bo to przecież JA zaczynam kłótnie, JA jestem wredna, nie wychowana i pyskata, JA nie chcę się z nimi pogodzić no i jeszcze JA nie daję im spokoju, tylko ciągle im dogryzam. Wczoraj miałam dość nie miłą rozmowę ze sponsorem i stwierdził, że muszę przynajmniej starać się być sympatyczna przed kamerami, a on dalej pomoże mi odzyskać dobry wizerunek, podobno już ma jakiś pomysł. 
    Dawno nie pamiętam kiedy mogłam tak jak dziś leżeć na kanapie całe południe. Dzisiejszy trening był bardzo wyczerpujący, staraliśmy się z trenerem zlikwidować nawet najmniejsze błędy. Na szczęście po trzy godzinnej męczarni w rażącym słońcu efekt gry był dobry i Stefan pozwolił mi wrócić do hotelu. Z krótkiej drzemki wyrwał mnie dzwonek telefonu. Przetarłam oczy i spojrzałam na wyświetlacz, trener.
- Dzień dobry.
- Cześć Ana, masz siłę żeby jutro skoczyć do szpitala dziecięcego?- zapytał.
- Pewnie, że tak! 
- W takim razie dobrze. Musisz się liczyć z tym, że zajmie wam to cały dzień jutrzejszy. Będę po ciebie o 9 jutro, pa!- rozłączył się i nie miałam już nic do gadania. Jedno mnie zastanawia: wam. Czyli, że jadę tam z kimś z ekipy.
Mam tylko nadzieję, że to nie będzie Vika... Skoro mam wieczór wolny, a mój brzuch domagał się jedzenia trzeba zjeść obiad. Tyle, że nie chce iść sama. Djoko zajęty, może Roger albo Maria mają ochotę? Czym prędzej wybrałam numer Rosjanki i Szwajcara. Ma szczęście mają czas wolny, więc we trójkę pójdziemy coś przekąsić na mieście. Przebrałam się i odświeżyłam, a potem ruszyłam w stronę holu, gdzie umówiłam się z przyjaciółmi. 
- Hej! - przywitałam się z nimi i razem poszliśmy do centrum. Był taki upał, że nie wybredzaliśmy, bo chcieliśmy znaleźć się w klimatyzowanym pomieszczeniu. Wyszukaliśmy całkiem przytulną knajpę. Szczególną uwagę zwróciły na siebie duże ilości białych tulipanów, które dodawały uroku temu miejscu. Zajęliśmy stolik, stojący jak najbardziej w kącie, bo wywołalibyśmy niepotrzebne nam zamieszanie. 
- Co zamawiacie?- zapytał Federer, patrząc na nas znad menu. 
- Ja chyba zdecyduję się na zapiekankę makaronową z suszonymi pomidorami.- stwierdziłam nie odrywając wzroku od jakze "fascynującej" lektury.
- A ja wezmę sobie Risotto.- oblizała się blondynka.
- W takim razie poprosimy dwa razy Risotto i raz zapiekankę makaronową z suszonymi pomidorami a do picia, woda?- zapytał nas. 
- Ja poproszę lemoniadę.- zwróciłam się do kelnerki, a ona zapisała nasze zamówienia na kartce, po czym odeszła. 
- A zmieścicie deser? 
- O mój boże Maria, ja nie wiem czy to zjem, a ty o takie rzeczy pytasz?- zaśmialiśmy się.
- Zmieścisz, zobaczysz. Zapraszam was potem do takiej knajpki tutaj niedaleko, podają świetną kawę mrożoną i canolli. 
- Skoro ty zapraszasz...- zaczął Roger, ale przerwał mu Rafa, który przywitał się ze Szwajcarem i Rosjanką. Na mnie jedynie spojrzał, ale zaraz, zaraz. To nie było to same pełne złości spojrzenie. Wydawało się być, takie... łagodne. Jeszcze bardziej zdziwiłam się gdy usiadł między mną, a Federerem. Zamówił to samo co ja, co oczywiście nie umknęło uwadze Rogera, który skomentował to tak:
- Hmm... zamówiliście dokładnie to samo, przypadek? Nie sądzę.
Poczułam jak moje policzki oblewają się rumieńcem. Na szczęście niezręczną ciszę przerwała kelnerka, która przyniosła napoje, a gdy puściła oczko Rafie i wcisnęła mu karteczkę z numerem, myślałam, że umrę ze śmiechu, podobnie jak Roger i Maria.  
- Co ja mam teraz zrobić?- zapytał Hiszpan rozkładając ręce.
- Musisz jej pokazać, że jesteś zajęty, wtedy się odczepi.- po chwili namysłu powiedział Federer. Rafa chwilę się namyślił, a na jego ustach jakbym dostrzegła cień uśmiechu. Gdy kelnerka znowu szła w naszą stronę, Rafa przysunął się do mnie i objął ramieniem szepcząc przy tym: tylko na chwilę, połóż mi teraz głowę na torsie. Z małym wahaniem, ale jednak zrobiłam to i zaczęłam wsłuchiwać się w bicie jego serca. Zaciągnęłam się jego perfumami i przymknęłam oczy. Otworzyłam je dopiero, gdy usłyszałam huk, stawianych talerzy. Kelnerka złowrogo na mnie spojrzała i odwracając się na pięcie odeszła. Odsunęłam się od Rafy i zaczęłam jeść. Zjedliśmy w sumie miłej atmosferze, co chwilę się śmiejąc. Gdy wstaliśmy od stołu poczułam na swojej talii ręce Hiszpana. Mimo wszystko nie odsunęłam się tylko spojrzałam na niego. Ruchem głowy pokazał na kelnerkę, a ja przewróciłam oczami. Wyszliśmy z restauracji, a Rafa dalej obejmował mnie w tali. 
- Rafa?- zaczęłam
- Mhm?
- Eghem, możesz już zabrać ręce?- spojrzałam mu w oczy. I nie wiem czemu pomyślałam, że są śliczne. Nadal jakby na moment zastygł, ale po chwili się ocknął i podrapał się w kark. Chyba się trochę zawstydził. Słodko to wyglądało. Odwróciłam wzrok dopiero, gdy Roger odchrząknął.
- To co idziemy na deser? 
- Wiecie co ja już pójdę, cześć.- powiedział Rafa i odszedł.  
- No chodźmy.- mruknęłam.
Zastanawia mnie ta cała sytuacja. Czy Rafa, też poczuł te samo uczucie, gdy patrzeliśmy sobie w oczy? Nie wiem czemu, ale jakaś dziwna siła mnie do niego przyciąga i nie odsunęłam się, gdy mnie przytulił. Sama nie wiem co się ze mną dzieje. 
- Halo Nana!- pomachała mi przed oczyma Maria- wszystko w porządku? 
- Nie.- opowiedziałam bez namysłu i zaklęłam w myślach, no to teraz się tłumacz! 
- Co się dzieje?- pogłaskała mój policzek. W sumie mogłabym im powiedzieć o moich przemyśleniach, bo wiem, że mogę im ufać, a z drugiej strony chciałabym to jeszcze sama przemyśleć.
- Powiem, wam kiedy indziej. - westchnęłam i duszkiem dopiłam kawę.- pójdę się przejść. Pa.- odeszłam zostawiając ich samych. 
- O co może chodzić?- zapytała blondynka
- No proszę cię Mar, przecież widać, że coś do siebie czują. 
Zamyśliła się. W sumie ich dzisiejsze zachowanie było zupełnie inne, byli dla siebie mili i normalnie rozmawiali, nie mówiąc nic o przytulankach, choć wtedy zrobili to na pokaz, jednak, gdyby nie wiedziała o podstępie, uznałaby ich za parę. 
- Może być ciężko- westchnęła
- No, trzeba coś zrobić z Viką. 
- No... ale moment, o czym ty mówisz?
- O tym, że trzeba ich zeswatać! Przecież, zanim do czegoś między nimi dojdzie, to my już będziemy mieć wnuki! 
- Hmm... no w sumie masz racje.
- No, a teraz chodź trzeba obmyślić plan, ale to już w hotelu. 
Poszliśmy w stronę hotelu, obmyślając przy tym plan zeswatania Rafy i Any. 

- Ana otwieraj drzwi!- krzyki Djoko dochodzące zza pokoju wybudziły mnie ze snu.
- Spadaj chce spać, a jest dopiero ósma!- dalej położyłam głowę na poduszkę, ale po chwili odskoczyłam przypominając sobie o odwiedzinach w szpitalu. Pobiegłam pod drzwi i z hukiem je otworzyłam, przez co Novak prawie runął na podłogę. 
- Co chcesz?
Chłopak wstał, wypiął dumnie pierś i krzyknął: Masz chłopaka, a mi nic nie powiedziałaś!, po czym wyszczerzył się, a ja stałam i się gapiłam na niego jak na psychopatę.
- Że co?- uniosłam brew do góry, a on wręcz rzucił we mnie gazetą, dalej się szczerząc.
Moim oczom ukazało się wielkie zdjęcie, moje i Rafy oczywiście. Teraz pożałowałam tego, że zgodziłam się na to całe udawanie, bo mam serdecznie dość plotek na mój temat. Cisnęłam gazetą na podłogę i usiadłam na łóżku kryjąc twarz w dłoniach. Nie płakałam, po prostu siedziałam w takiej pozycji, po chwili poczułam jak Djokovic obejmuje mnie i głaszcze po plecach, bym się uspokoiła. Nie wiem ile tak siedzieliśmy. Może 5, może 10 minut, ale tego potrzebowałam- bliskości kogoś. Odsunęłam się od niego i smutno uśmiechnęłam. Novak oczywiście o nic nie pytał, ale wiedziałam, że zżera go ciekawość, więc powiedziałam mu o wczorajszym dniu.
- Ale serio to był Nadal? Ten sam, który jeszcze parę dni temu gadał o tobie bzdury?
Pokiwałam twierdząco głową, a on westchnął.
- Nic nie rozumiem.
- Tylko grał wczoraj, a że tych idiotów jest pełno, to teraz wyszło, że jestem puszczalska, na początku niby z tobą, a teraz z nim.- spuściłam głowę.
- Ej, przestań, nie mów tak, po konferencji nikt nie wierzył w ten cały związek, a z Nadalem się sprawa wyjaśni, zobaczysz będzie dobrze.- przytulił mnie- muszę lecieć na trening, trzymaj się.
I wyszedł. Zostało mi niecałe 20 minut, na to żeby się umyć, ubrać, uczesać i umalować. Toaleta, makijaż i czesanie włosów nie zajęło mi prawie 10 minut. Gorzej z ubraniem. Wywaliłam prawie wszystko z walizki i wybrałam pierwsze lepsze, nadające się do noszenia ciuchy. Podczas ostatnich poprawek usłyszałam ciche pukanie do drzwi. 
- Proszę!
- Ana gotowa?- zapytał Stefan 
- Tak, a z kim jedziemy?- zapytałam zamykając drzwi.
- Za chwilę zobaczysz, a ja niestety nie jadę z tobą, muszę się spotkać z władzami "Nike".
Zjechaliśmy windą na parking podziemny i skierowaliśmy się do czarnego busa, którym zwykle jeżdżę na mecze lub różne takie spotkania przed kamerami. Otworzyłam przesuwane drzwi i podniosłam głowę. Prawie pisnęłam z zaskoczenia, gdy zobaczyłam Rafaela, siedzącego na przeciwko mnie. Gapiłam się na niego, a on na mnie i gdyby nie szofer mówiący, że możemy jechać, dalej bym tak stała. Potrząsnęłam głową i usiadłam jak najdalej od niego. Wlepiłam mój wzrok w szybę i starałam się udawać obojętną, ale gdy odchrząknął po raz któryś z rzędu odwróciłam głowę w jego stronę.
- Przepraszam.- powiedział cicho. 
- Za co?- uniosłam brew, bo dziwił mnie fakt, że mnie przeprasza przecież, to właściwie nie jego wina, tylko paparazzi.
- Za swoje zachowani wczorajsze i nie tylko. Zachowywałem się jak frajer. Przepraszam.- powtórzył się.
- A Vika?
Odwrócił wzrok i westchnął, po czym powiedział z przymkniętymi oczami.
- Nie obchodzi mnie ona.
Nastała cisza. Chciałam zapytać czy widział gazetę, ale powstrzymałam się. Dojechaliśmy pod duży i nowoczesny budynek, w którym mieścił się szpital dziecięcy. Przy wejściu powitała nas dyrektorka szpitala i zaprowadziła nas do dużej sali z dziećmi, a gdy nas zobaczyły zaczęły piszczeć i skakać z radości. Zachichotałam, a u moich stóp pojawiła się mała dziewczynka. Miała może z 5 lat, ale była bardzo drobna. Wzięłam małą na ręce i zaczęłyśmy rozmawiać. Dziewczynka choruje na astmę i musi obecnie przebywać w szpitalu. Usiadłam w kółku z dziewczynkami. One zadawały mi różne pytania, niektóre dotyczyły tenisa, inne życia prywatnego. 
- Ana, a masz chłopaka?- zapytała mała blondynka.
- Nie, Sofia.- uśmiechnęłam się.
- A Djokovic?- oburzyła się.
- Jesteśmy jedynie przyjaciółmi. Nie wytrzymałabym z nim, czasem zachowuje się jak dziecko, choć w sumie, on jest jeszcze dzieckiem, tyle że przerośniętym.
Dziewczynki zachichotały, a ja poczułam na sobie czyiś wzrok. Odwróciłam głowę i zobaczyłam, że Rafa rozmawia z jakimś małym chłopczykiem, ale coraz spogląda na mnie. 
Przeprosiłam dziewczyny i podeszłam do nich. Kucnęłam przed chłopcem, a on się słodko uśmiechnął.
- Cześć jestem Ana. 
- A ja Bruno.- spuścił wzrok, chyba się zawstydził, co było bardzo słodkie. 
- Miło mi cię poznać Bruno.- poczochrałam mu włoski obcięte krótko. - Ile masz lat?
Wyciągnął rękę i palcami pokazał 3, po czym usiadł na kolanach Rafy.
- Bruno chce być kiedyś tenisistą. - zaśmiał się Nadal widząc jak chłopczyk się mnie wstydzi.
- Naprawdę? A masz ulubionego tenisistę?
- Tak.- pokazał paluszkiem na Hiszpana, a on się uśmiechnął i przytulił chłopca. 
Ten widok był jednym z najsłodszych jakie kiedykolwiek widziałam. W moich oczach pewnie były widoczne łzy wzruszenia. Chłopiec najwyraźniej je dostrzegł, bo wstał z kolan tenisisty i przytulił mnie. Przymknęłam oczy, a gdy chłopiec się ode mnie odsunął wytarł pojedynczą łzę i szepnął: Nie płacz. Po czym pobiegł do kolegów bawiących się w kącie. Podniosłam wzrok i ujrzałam zatroskaną twarz Nadala. Wstałam i podeszłam do dyrektorki, która stała przy drzwiach i najwyraźniej widziała całe zdarzenie, bo ocierała policzki.
- Na co on choruje?
- Trafił do nas poobijany, rodzice w domu go bili i uciekł do babci, ale ta bała się, że rodzice przyjdą po niego i zostawiła go w szpitalu. Jest już u nas 2 miesiące. Jest całkiem zdrowy, nie chcę go oddać do domu dziecka, ale wkrótce będę do tego zmuszona.
Pokiwałam głową i przytuliłam kobietę, która się już całkiem rozczuliła. 
Niestety wieczorem musieliśmy opuścić szpital i bo długim pożegnaniu z dziećmi, a najdłuższym z Bruno, który nie chciał nas puścić, wyszliśmy z budynku, a ja nawet nie zważałam na to, że po moich policzkach lecą łzy.Rafa też na koniec się rozkleił. Gdy siedzieliśmy w samochodzie trwała cisza, która coraz była przerywana moimi szlochami.
- Serio nie jesteś z Djoko?- zapytał.
- Serio.- szepnęłam.- Wiesz co przeżył Bruno?
- Tak, powiedział mi.- mruknął.
I dalej się już nie odzywając dojechaliśmy do hotelu.